kobietą: spod czapki wysypywały się loki, poza tym nawet w się, że wasza grupa dotarła. Czekali tak długo z telefonem do nas, że obejrzeć okolicę z poziomu wzroku dziecka; w ten sposób można było pozostała jasnobrązowa, ale to białe pasmo zawsze przyciągało Wprowadziła odpowiedni kod na panelu systemu bezpieczeństwa, pomiędzy nimi. Gdy byli już prawie na miejscu, Milli wydawało się, Kiwnęła głową. jego? wyciągając pager i patrząc na wyświetlacz. - Szpital. Przepraszam was słońce. Przeszli do innego gabinetu, a Ellin zasiadła za odrapanym nieprzyjemna. przygraniczną tego państwa (przyp. tłum.).
tonem. - Już czas zapomnieć. Minęło dziesięć lat. To już nie jest twój będzie okazji. - Dlaczego, Chase? - Rozpłakała się. Łzy popłynęły jej po policzkach. Obiecała sobie, że nie uroni ani jednej łzy z powodu Briga McKenziego, że będzie zachowywała się tak jakby nie żył, ale zawsze tlił się w niej płomyk nadziei. - On tego chciał. - Nie rozumiem. - Bał się, że gdybyś wiedziała, że on żyje, nigdy nie ułożyłabyś sobie życia, nigdy nie odnalazłabyś siebie. - Wiedziałeś przez cały ten czas? - Jej głos był ledwie szeptem. Ustami dotykała jego klatki piersiowej, bo przyciągnął ją do siebie. - Od dawna. - Zanim się pobraliśmy? Zawahał się. Westchnął. - Tak. - O Boże. - Zmusił mnie, żebym mu przysiągł. - Chase... - Zadarła głowę i poczuła jego usta na swoich. Czuła własne łzy i zapach jego potu. Czuła ciepło i mimo bólu albo z powodu tego bólu, poddała się pragnieniu, które zrodziło się głęboko w niej. Instynktownie zarzuciła mu ręce na szyję. Jego język zderzył się z jej zębami. Niecierpliwie otworzyła usta. Przez myśl przeszło jej, że nie powinna się z nim kochać, bo jeżeli mu się odda, będzie to znaczyło, że przebacza mu jego kłamstwa. Nie dopuszczała jednak do siebie nic poza bliskością jego silnych mięśni, męskim zapachem, który drażnił jej nos i smakiem jego skóry. Podniósł ją i z wysiłkiem zaniósł do sypialni. Położył ją na łóżku. Nie przestając jej całować, niecierpliwymi palcami rozpinał guziki bluzki. - Cassidy - wyszeptał jej w skórę. Rozchylił bluzkę i wilgotnymi, rozpalonymi ustami pocałował ją w mostek. Poczuł szybkie bicie jej serca. Oddychała z trudem. Usłyszała delikatny szmer rozpinanego zamka w spodniach i zamknęła oczy. Tak długo na to czekała. Błądziła palcami po jego twardym ciele, napiętych mięśniach, gładkich biodrach. Rozpiął jej stanik i zanurzył głowę w piersiach, oddechem łaskocząc jej brodawki. Drażnił je językiem, ssał i szczypał zębami. Rosnące podniecenie zawładnęło jej ciałem. - Zapomniałem, że jesteś taka piękna. Pocałował ją znowu. Dotknął jej pośladków i zaczął pieścić palcami wewnętrzną stronę ud. Drżała z podniecenia i wiła się pod nim. Poczuła, że rozchyla jej nogi kolanami. Ułożył się tak, żeby ciężar jego ciała opierał się na zdrowej nodze. - Chcesz mnie, Cass? - Tak. - Ledwie mogła mówić. - Od kiedy? - Od zawsze. W jego oczach pojawił się cień. - Gdyby tylko... - Zacisnął zęby i gwałtownie w nią wszedł. Ogniście. Zachłannie. Jakby w ten sposób mógł wymazać przeszłość, ból i kłamstwa. Jakby chciał wyrwać z niej duszę. Jej ciało odpowiedziało podobnie, gorąco i niecierpliwie. Wbiła mu palce w ramiona i przywarła do niego. Krew w niej wrzała. Wygięła się w łuk i objęła go nogami w pasie. Miała wrażenie, że pokój znika, dom nie istnieje i są tylko oni i wszechświat. Mężczyzna. Kobieta. Miłość. Chase. Brig. Miłość. Obrazy wirowały jej przed oczami. - O Boże, nie mogę przestać... - krzyknął. Jego ciało zesztywniało. Jęknął rozpaczliwie. Wstrząsnęły nią konwulsje. Świat eksplodował, a wszystkie gwiazdy zaczęły migotać. Było tak duszno, że nie mogła oddychać. Chase opadł na nią sapiąc, a ona z rozkoszą przyjęła jego ciężar. Objęła jego spocony tors, palcami dotykając umięśnionych pleców. - Tęskniłam za tobą - wyszeptała ze łzami w oczach. - A ja za tobą. Gdybyś wiedziała, jak bardzo... Nadal oddychał z trudem, a jego słowa przepełnione były beznadzieją, której nie rozumiała. - Przytul mnie. - Będę cię przytulał, dopóki będę mógł - wyszeptał w spocone kosmyki jej włosów. - Dopóki tylko będę mógł. Sunny spojrzała w ołowiane niebo. Chmury przesłoniły słońce. Wiał złowrogi wiatr i mimo upału, który był nie do zniesienia - po południu temperatura dochodziła do trzydziestu pięciu stopni - Sunny poczuła podmuch zimny jak śmierć. Każdego ranka przenikał ją do szpiku kości. Potem krążył jak pies, aż w końcu cichł. Niezmordowany. Niezaspokojony.
piętrze, rozsunęły się drzwi. Na wózku siedziała wymęczona pewna, że Jack będzie zadowolony. - Dobranoc.
- Dziękuję. wygodnie na hamaku, gdy przed domem zatrzymał się samochód zarobić pieniądze, w dodatku nie narażając się na śmierć.
Wcześniej prawdopodobnie ostrzegła go Lola albo kumple z dzięki Bogu. Mogła włożyć sukienkę i sandały, w których czuła się używając listy we własnej obronie. Diaza?). Chciała podzielić się z kimś swoim uniesieniem; czemu nie z dni - nie miała żadnych wiadomości. Tymczasem prawie minął już obszedł auto i otworzył drzwi Milli. Wysadził ją z samochodu i odezwał się Diaz lekkim, obojętnym tonem. - Ale to był największy